wtorek, 27 lipca 2010

Nasze pierwsze spotkanie

Od dawna wiedziałam, że póki mieszkam z rodzicami, nie będę mieć psa. Rodzice, a zwłaszcza mama, często powtarzali, że pies to duże wydatki. Uważam tak samo jak oni i pogodziłam się z tym, że w moim domu nigdy nie zawita żaden pies.
Lecz pewnego zimowego dnia, w dzień moich dwunastych urodzin, a dokładniej 17 listopada, siedziałam przed komputerem.
Nagle wszedł ktoś do mieszkania. Była to moja siostra ze… szczeniakiem na rękach, czyli z Toffikiem.
Myślałam, że to sen. Nie mogłam uwierzyć oczom.
Od razu podeszłam do szczeniaczka i zaczęłam się z nim bawić. Traktowałam go jak własne dziecko. Nie spuszczałam z niego oka nawet na chwilę.
Na początku pies był u nas tylko kilka dni, potem wrócił do swojego właściciela.
Okazało się jednak, że właściciel nie chce już psa, ponieważ sprawia mu wiele problemów… Chciał go wyrzucić albo oddać, ale moja siostra się nie zgodziła. Postanowiła, że weźmie go do nas już na zawsze.
Gdy Toffiś do nas wrócił z powrotem, już na zawsze, rodzice byli niezadowoleni. Tata cały czas powtarzał, że zapewne nikt nie będzie chciał z nim wychodzić na dwór. Był przekonany, że cała odpowiedzialność spadnie na niego.
Mama znów martwiła się, czy starczy pieniędzy na wyżywienie nas wszystkich wraz z psem.
Lecz rodzice wiedzieli, że nie mogą się go pozbyć. Sprawiliby mi ogromną przykrość. Było im również żal Toffika i nie mieli serca go oddać lub wyrzucić na ulicę. Musiał zostać…
Tofficzek mieszka z nami już dwa lata. Wszyscy bardzo go kochamy. Nie wyobrażamy sobie bez niego życia. Jest naszym największym przyjacielem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz